Białoruś, czyli dawne kresy
… czyli wycieczka na Kresy Wschodnie II RP.
Kraj tuż za miedzą, a prawie u nas nieznany. Jeśli się o nim mówi to tylko w sentymentalnym (dawne Kresy) lub negatywnym (dzisiejszy system polityczny) kontekście. Że to reżim, że dyktatura, że prześladują Polaków, a z perspektywy zmotoryzowanego turysty wygląda to wszystko nieco inaczej.
Drogi są dobre, ruch niewielki, policji drogowej i radarów praktycznie nie ma, ograniczenia prędkości są ustawione w sensownie wybranych miejscach, ludzie przyjaźni, kraj jest bardzo bezpieczny, panuje duży ład i porządek. Jak do tego dodamy otwarte przestrzenie, lasy i jeziora oraz relatywnie niskie ceny (podstawowych artykułów, paliwa i dla zainteresowanych także fajek oraz wódki) to jest to naprawdę fajne miejsce żeby wypocząć.
Nie ma tam luksusów, nie jest “bogato”, w kontaktach z urzędami masa biurokracji, ale kraj jest całkiem nieźle zorganizowany, jest czysto, bezpiecznie, miasta są dobrze utrzymane, sporo się remontuje. Jest relatywnie tanio, mają naprawdę dobre drogi w tym i te boczne w większości asfaltowe, a nawet jak nie to jest to równy szuter bez dziur i kolein, ruch niewielki albo żaden, duże, puste przestrzenie, teren dosyć płaski, ale bywa pagórkowaty. Dużo lasów i jezior, te ostatnie zwykle bardzo czyste, więc można się kąpać bez obawy. Oznakowanie jest niezłe, policja nie poluje na turystów żeby wyłudzać łapówki, nie ma fotoradarów, nie spotkaliśmy żadnej drogówki z suszarkami, raz na wlocie do miasteczka stałą policja, ale już kilka kilometrów wcześniej ostrzegano nas o tym mrugając światłami, ludzie dosyć zamknięci w sobie ale przyjaźnie nastawieni. Widać, że ktoś tam nad tym wszystkim panuje, w przeciwieństwie np. do Ukrainy, gdzie moim zdaniem jest ogólnie lekki bajzel…
Spędziliśmy tam ostatni tydzień 21-30 czerwca 2012. Dwa motocykle: Yamaha Dragstar i BMW G650 X Country, i dwóch motocyklowych świeżaków: ja i Marcin.
Wycieczka była typowo krajoznawcza, a trasy mało ambitne bo była to dla nas pierwsza zagraniczna wycieczka motocyklowa, a po drugie Yamaha nie bardzo nadaje się do jazdy po szutrze, a tym bardziej w terenie, ale ponieważ w sieci jest bardzo mało informacji na temat Białorusi to pomyślałem, że może to co napiszę komuś się przyda.
Trasa wyglądała tak:
Zjęcia są tutaj:
zaś poniżej zamieściłem trochę praktycznych informacji:
Formalności wjazdowe i wyjazdowe:
1. Potrzebna jest wiza. Zdaje się, że Białoruś nie jest zbyt zainteresowana turystami z Polski, zatem trzeba pokonać kilka barier biurokratycznych żeby ją dostać. Wizę otrzymamy na podstawie:
dokumentów potwierdzających wykupienie usług turystycznych (np. opłacony i zarezerwowany hotel);
zaproszenia od mieszkańca Białorusi lub od firmy tam zarejestrowanej (wersja nieco bardziej skomplikowana dla zapraszającego);
wniosku w którym podamy dane osoby do której jedziemy – jest to weryfikowane więc odradzam łamanie prawa i np. podawanie fikcyjnych danych;
dodatkowo do wniosku o wizę należy załączyć dowód wykupienia ubezpieczenia od kosztów leczenia na cały czas deklarowanego pobytu na Białorusi, przy czym akceptowane są polisy tylko kilku firm. Informacje na ten temat można znaleźć na stronie Ambasady Białorusi.
Na wizę czeka się około 5 dni. Można to załatwiać w ambasadzie i konsulatach Białorusi osobiście (taniej) albo przez pośrednika (nieco drożej, ale nie marnuje się czasu). Koszt wizy jednokrotnej to obecnie 25 EUR, orientacyjny koszt ubezpieczenia na miesiąc to jakieś PLN 50-60,- koszt pośrednika to około PLN 60-70 razem więc z kosztami pośrednictwa wiza będzie nas kosztowała około PLN 240,- Wizy dwu oraz wielokrotne są droższe, przy czym zdaje się, że za pierwszym razem dostaje się tylko wizę jednokrotną przynajmniej przy wyjazdach prywatnych.
2. Komplet dokumentów niezbędnych do wjazdu motocyklem to: ważny paszport z ważną wizą, polisa ubezpieczenia zdrowotnego, dowód rejestracyjny pojazdu, zielona karta. Polskie prawo jazdy jest honorowane.
3. Nie ma szczególnych wymagań dotyczących np. wyposażenia pojazdu – nikt nas się nie pytał o apteczki, ich zawartość czy jakieś kamizelki odblaskowe etc.
4. Na granicy – po stronie polskiej jest zwykle kolejka przy wjeździe, TIR-y stoją oddzielnie, osobowe (znacznie mniejsza kolejka) oddzielnie, motocyklem można bez większego problemu się obok przemknąć. Te osobowe to głównie samochody białoruskie których odprawa trwa dłużej bo robią np. zwroty VAT etc. Nie ma więc problemu (nikt go nie robił), żeby sobie obok przejechać i odprawić się po polskiej stronie.
My wjeżdżaliśmy przez Kuźnicę Białostocką, a wyjeżdżaliśmy przez Bobrowniki. Oba przejścia są przyzwoite, choć niezbyt estetyczne szczególnie po naszej stronie – obie strony drogi dojazdowej są obstawione paskudnymi budami gdzie odbywa się handel, wymiana waluty i konsumpcja niezbyt zjadliwej jak dla mnie żywności.
Wjeżdżając na stronę białoruską na wejściu jest szlaban przy którym się zatrzymujemy – tam dostajemy karteczkę na której jest odnotowywany numer rejestracyjny pojazdu. Ten kwitek jest ważny, zatem nie wolno go zgubić, sprawdźmy też czy numer rejestracyjny zapisano na nim prawidłowo, bo jak będzie błąd to być może będziemy się wracać do tego punktu po poprawioną karteczkę. Mnie wpisali zamiast numeru z rejestracji markę motocykla, ale na szczęście trafiłem na liberalnego biurokratę i sam to poprawił.
Mając w ręku ową karteczkę podjeżdżamy pod wiatę gdzie odbywa się odprawa. Składa się ona z kilku oddzielnych procedur – nie muszą się przy tym odbywać one zawsze w tej samej kolejności:
a) Inspekcja imigracyjna – ogląda standardowo paszport z wizą i ubezpieczenie zdrowotne, przed podejściem do niej musimy wypełnić kartę imigracyjną zdaje się że w 2 egzemplarzach. Kawałek tej karty do nas wróci i na niej będą potem nanoszone stemple z meldunkiem. Zostanie on zabrany przy wyjeździe z Białorusi.
b] Inspekcja Transportowa – ogląda standardowo dowód rejestracyjny, zieloną kartę i stempluje karteczkę którą dano nam przy pierwszym punkcie kontrolnym.
c) Inspekcja celna – tutaj robimy tzw. vriemiennyj vvoz czyli tymczasowy przywóz pojazdu. Wypełniamy w 2 egzemplarzach deklarację celną (jest ona na wszystko – towary, waluty i także pojazdy), zaznaczamy na OBU Vvoz, a także vriemiennyj vvoz (przy wyjeździe wypełnimy jeszcze jeden egzemplarz i wtedy zaznaczymy Vyvoz). Mając to wypełnione idziemy do celnika, ten ogląda pojazd (to czasami trwa, zanim przyjdzie etc.) po czym dłuuuugo klepie coś w komputer, by w końcu wydać nam podstemplowaną deklarację i zdaje się że też karteczkę którą dostaliśmy przy pierwszym punkcie kontrolnym.
Nie jestem pewien czy przypadkiem Inspekcja Transportowa nie stempluje też deklaracji celnej (vriemiennego vvozu), ale zdaje się że kolejność jest taka jak podałem.
Wszystko to trwa, jest masa biurokracji, ale odbywa się to w cywilizowany sposób. Nie odczułem tego, że ktoś nas się czepia albo robi zbędne trudności. Po prostu takie mają procedury. Mając komplet kwitków możemy jechać dalej. W Kuźnicy jest na przejściu okienko bankowe gdzie można wymienić pieniądze na miejscowe ruble. Na granicy kurs jest nieco mniej korzystny niż w głębi kraju, ale różnica jest rzędu kilku procent.
Na końcu czeka nas jeszcze jeden szlaban przed opuszczeniem obszaru granicznego. Tam oddajemy karteczkę która dostaliśmy w pierwszym punkcie kontrolnym i możemy jechać dalej.
Powrót odbywa się analogicznie: wjazd do obszaru granicznego [karteczka], imigracyjna [oddajemy kartę migracyjną], celna [wypełniamy Vyvoz i oddajemy posiadany Vvoz], wyjazd z obszaru granicznego [oddajemy karteczkę numer 1], a po polskiej stronie tylko szybki rzut okiem na paszport i dowód rejestracyjny plus bardziej szczegółowy rzut okiem na bagaże [pod kątem fajek i wódy].
To tyle jeśli chodzi o formalności graniczne. Mogą one potrwać ze 2-3 godziny.
Pieniądze
Walutą jest rubel białoruski [BYR]. Euro i dolary nie są normalnie akceptowane poza niektórymi stacjami benzynowymi przy trasach tranzytowych. Raz spotkaliśmy się na takiej stacji z tym, że za paliwo żądano opłaty w walucie, z tym że przyjęto płatność kartą, ale to nie jest regułą.
[Aktualizacja] Obecnie (listopad 2014) w obiegu są tylko banknoty o nominałach odpowiednio: 100, 500, 1000, 5000, 10000, 20000, 50000, 100000 i 200000 (rzadki widok). Jak byliśmy na Białorusi to były jeszcze w obiegu banknoty 10, 20 rubli, ale te wycofano w 2013 roku oraz 50 rubli, które także zniknęło zdaje się z obiegu. I tak z resztą te banknoty były praktycznie bez wartości.
Szczegóły i wizerunki banknotów są dostępne na stronie Narodowego Banku Białorusi
Kursy wymiany są w zasadzie wszędzie jednakowe, na granicy nieco gorsze. Jak byliśmy to za dolara płacono 8250,-, Obecnie (listopad 2014) jest to około 10.760 za dolara. Aktualne kursy są tutaj: BYR/USD. Walutę można wymienić w każdym banku. Dolar i euro są powszechnie akceptowane w każdym punkcie wymiany, podobnie jak rubel rosyjski, ale w większości banków wymieniano także złotówki. W wielu miejscach można płacić kartami. Bankomaty też są dostępne.
Płacąc rachunki resztę dostaniemy prawie co do grosza (najniższego dostępnego nominału), także w restauracjach. Wygląda na to, że nie ma tam zwyczaju zaokrąglania rachunków i napiwki nie są oczekiwane, ale jak ktoś zostawi to oczywiście chętnie wezmą.
Paliwo
Stacji jest znacznie mniej niż u nas, ale praktycznie w każdym miasteczku jest jedna lub dwie zatem problem z dostępem nie występuje. Trzeba się jednak zawsze liczyć z tym, że do najbliższej stacji może być 30-40 km.
Standardowo paliwo jest 80 i 92 oktanowe, na większości jest też Euro 95 oktanów. Zwykle jak 95 nie ma na jednej w danej miejscowości to jest na drugiej stacji. Stacje są ulokowane przy drogach wylotowych z miast.
Jakość paliwa jest dobra, tankowałem 95 i nie miałem żadnych problemów. Miejscowi twierdzili, że 92 też jest dobre. Cena to około 3 złotych za litr (7150 rubli).
Płaci się przed tankowaniem za zadeklarowaną ilość paliwa. Jeśli wlejemy mniej to dostaniemy resztę. Przy płatności kartą jest to nieco upierdliwe, stąd za paliwo lepiej płacić gotówką jeśli spodziewamy się zwrotu.
Na wielu stacjach benzynowych można kupić napoje, słodycze, czasami jest jakiś bufet.
Język
Dominuje rosyjski i w nim najlepiej się porozumiewać. Zdaje się, że większość ludzi używa go na co dzień. Typowego białoruskiego słyszałem bardzo niewiele. Można też dogadywać się po polsku, szczególnie bliżej granicy wiele osób rozumie, a część i mówi po polsku. Nie próbowałem angielskiego, ale miałem wrażenie, że byłby bezużyteczny.
Jak ktoś nie czyta cyrylicy to będzie miał problem. Ważniejsze drogowskazy są pisane także latinicą, ale poza tym wszędzie wszystko jest pisane cyrylicą. Menu w restauracjach też – nie oczekujcie wersji w innym języku.
Ceny (z czerwca 2012, kurs 8700 rubli/dolara)
Dla nas jest ogólnie tanio:
Benzyna 7150,- za litr 95 [circa 3 złote]
Lepsze papierosy ok. 7000,- (~3 zł) za paczkę, z zachodnich marek mały wybór, są Camele, Westy ale nie ma Marlboro.
Wódka ok. 10 złotych za 1/2 l
Puszka Coca-Coli 3900,- (~1,60 zł), ichnia Biełokola jest chyba o połowę tańsza, a smakuje jak nasze derywatywy Cocacoli.
Piwo 3-4 złote za 1/2 l w restauracji, w sklepie taniej
Hotel (marki hotel czyli odremontowany hotel robotniczy, standard “późny Gierek”, ale czysto, nie ma robactwa, ręczniki dają, ciepła woda jest etc.) 80.000 – 90.000 od głowy czyli ok. 35 złotych. W Grodnie w hotelu typowo prywatnym zapłaciliśmy $40 od głowy, w Wołkowysku w nowo wyremontowanym hotelu jakieś 70 złotych od głowy, ale mieliśmy apartament (salon, dwa pokoje etc.) Praktycznie w każdym miasteczku jest jakiś hotel tego typu. Jedne wyglądają lepiej inne gorzej, ale co do czystości nigdy nie miałem zastrzeżeń.
Jedzenie [restauracje – styl raczej PRL-owski, jedzenie nie było nadzwyczajne, ale zawsze świeże i nie mieliśmy po nim żadnych problemów gastrycznych):
Śniadanie (zwykle jajka sadzone na szynce zwane tutaj jajecznicą, jakiś chleb, kawa) – ok. 8-9 złotych
Obiad – zupa + drugie danie (kotlet, ziemniaki, jakaś sałatka/surówka) – ok. 15 złotych
Kolacja – w zasadzie dania obiadowe – ok. 12-15 złotych
Nie bawiliśmy się w kupowanie produktów i żywienie we własnym zakresie, ale wyszło by to znacznie taniej. W sklepach wszystko w zasadzie jest, ale moim zdaniem np. wędliny są podłej jakości. Poza tym wybór jest dosyć ograniczony jeśli chodzi o różnorodność produktów.
Restauracji jest mało, czasami są też bufety (gastronomy) gdzie można zjeść jeszcze taniej – są tam naleśniki z serem, jabłkami, kotlety mielone etc. Wszystko wyglądało na świeże. To co jedliśmy było świeże. W restauracjach typowo prywatnych (to widać po wystroju i ofercie) jest lepszy wybór, ale i drożej. Ogólnie nie należy jednak oczekiwać kulinarnych rozkoszy. Jedzenie jest mało wysublimowane.
Wstępy do muzeów 5-10 złotych.
Co warto kupić ?
w zasadzie nic godnego uwagi nie znalazłem – oczywiście pomijając tanie fajki, benzynę czy wódkę jeśli ktoś używa. No może z jednym wyjątkiem – w sklepie spożywczym znalazłem takie cukierki (groszki z cukru) które przypominały w smaku te, które pamiętam z lat siedemdziesiątych, czyli czasów średniego Peerelu. Sam cukier, sztuczne barwniki i jakaś chemia, pewnie w EU teraz zakazana – ale smak niepowtarzalny…
Drogi
bardzo przyzwoite, dobry asfalt, bez dziur czy kolein, nawierzchnia taka sama na drogach głównych i bocznych, dosyć szerokie, proste, niewiele zakrętów, niewiele ograniczeń prędkości (moim zdaniem były tam gdzie powinny być), czasami w terenie pagórkowatym dosyć ostre zjazdy i podjazdy. Nie ma fotoradarów. Sporo dróg szutrowych, z reguły dobrych (bez kolein), plus oczywiście typowo polne drogi jak ktoś lubi się potaplać w błocie.
Części zamienne, serwis, akcesoria
W ofercie większych stacji benzynowych są różne drobiazgi, bezpieczniki, importowane oleje etc. Z drugiej strony odniosłem wrażenie, że z dostępem do bardziej skomplikowanych części zamiennych mógłby być problem. Być może w Mińsku są jakieś autoryzowane stacje obsługi, ale na prowincji bym nie liczył na nic więcej niż prosty warsztat naprawiający głównie samochody. W sumie nie mieliśmy żadnych potrzeb w tym zakresie stąd mogę się podzielić tylko ogólnym wrażeniem.
Kontakty z tubylcami
Nie nawiązywaliśmy ich intensywnie zatem nie mam wyrobionego zdania. Ogólnie nie należy politykować, towarzystwo na lekkim rauszu jest bardziej chętne do nawiązywania znajomości. Motocykle wzbudzają duże zainteresowanie – jest ich tam bardzo mało, zdaje się że są drogie i taktowane jako dobro luksusowe, zatem często zdarzało się, że ktoś pytał czy może sobie zdjęcie zrobić obok, albo na motocyklu. Yamaha Dragstar wzbudzała przy tym dużo większe zainteresowanie niż moje X Country. Raz na postoju przy drodze prawie cała wycieczka autokarowa (dzieciaki 10-15 lat) zrobiła sobie z nami zdjęcia.
Ciekawe, że w miastach nie ma praktycznie rowerów. Na wsi i owszem, stare rzęchy transportowe, ale rowerzystów miejskich prawie nie ma.
Telekomunikacja
Roaming działa, dostęp do internetu jest ograniczony. Sieci wifi jest mało i są zabezpieczone hasłem. Można sobie kupić pakiet mobilny z kartą SIM pre-paid – kosztuje to jakieś $10. Trzeba przy tym podpisać umowę i się wylegitymować.
Bezpieczeństwo
Moim zdaniem jest bardzo bezpiecznie. Nie ma żebraków i innego podobnego tałatajstwa. Motocykl można śmiało zostawić na ulicznym parkingu. Są też (mało) parkingi strzeżone – za dobę koszt rzędu kilku złotych. W miastach widzi się sporo policji. Jedyny kontakt z ową policją był w sumie bardzo miły choć zapłaciliśmy mandat (jakieś 40 złotych) za parkowanie na chodniku, czego robić nie wolno. Panowie jednak nas w sumie przepraszali, że muszą ten mandat nałożyć, bo pechowo stanęliśmy dokładnie pod kamerą podłączoną bezpośrednio do posterunku, więc nasz “występek” został już zarejestrowany i oni teraz nie mogą sprawy odpuścić……..
Ogólne wrażenia
Bardzo dobre. Trochę siermiężnie, ale czysto i bezpiecznie. Widać, że ktoś dba o infrastrukturę i w miarę możliwości ją utrzymuje i rozwija. Sporo budynków jest odnowionych i ogólnie panuje porządek. Ludzie żyją skromnie, czasami może nawet biednie, ale nie widziałem żeby ktoś np. żebrał czy nagabywał o datki. Na polityce się nie wyznaję, ale moim zdaniem obraz tego kraju w naszych mediach jest bardzo, ale to bardzo mocno wypaczony i przerysowany w negatywnym kontekście. Na takiej demokratycznej niby Litwie na pomniku Orzeszkowej pewnie dawno by polski napis wydłubali i napisali, że nie Orzeszkowa tylko Oreskevicius albo inny podobny koszmarek, a tutaj nikomu to nie przeszkadza, podobnie jak nie przeszkadza Lenin, czy Stalin stojący pomiędzy Leninem i Trauguttem (polecam zdjęcia ze Świsłoczy). Nas to może nieco dziwić, ale chyba nie powinno nikogo to bulwersować.
Mnie się podobało i chcę tam jeszcze wrócić bo w sumie zwiedziliśmy tylko niewielki kawałek dzisiejszej Białorusi. Jeśli ktoś nie oczekuje luksusów i lubi otwarte przestrzenie, lasy, pola to polecam. W tej części która zwiedzaliśmy nie ma wielu zabytków do zwiedzania. W większości to świątynie, kilka pałaców, trochę ruin więc nie należy się nastawiać na coś w rodzaju krakowskiej czy zamojskiej starówki. Trochę lokalnych muzeów, kompleksy zamkowo-pałacowe w Mirze i Nieświeżu, muzeum Mickiewicza w Nowogródku etc.