Ameryka Środkowa
Wyprawa do Ameryki Środkowej w grudniu 2010. Tym razem bez związku z moimi motocyklowymi perypetiami.
Trasa: lot Warszawa, Monachium, Houston, Guatemala, lądem z Gwatemali przez Salwador, Honduras, Nikaraguę do Kostaryki, lot powrotny San Jose, Nowy Jork, Frankfurt, Warszawa. W sumie 23 dni.
Geograficznie to jest nadal Ameryka Północna, ale kulturowo to zdecydowane Południe. Południowe słońce, lekki bałagan, luz, blues i mañana.
Dla mnie było to trochę jak powrót do przeszłości, bo byłem już w tym rejonie świata 20 lat wcześniej. Ale wtedy poruszałem się prawie cały czas lądem i przez Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Honduras oraz Kostarykę dotarłem do Kolumbii, a później także Wenezueli i Ekwadoru, niejako przy okazji zahaczając o Peru i Brazylię. To były nieco inne czasy – podróżowanie było dużo trudniejsze choćby dlatego, że w konsulatach tych państewek patrzono się na posiadacza polskiego paszportu jak na przybysza z innego, nieprzyjaznego świata. W wielu z nich Polska była jeszcze wtedy na tzw. “indeksie” – liście krajów komunistycznych, których obywatelom wiz się nie daje, albo daje bardzo niechętnie. Jak to ładnie powiedział mi wtedy Pan Konsul Gwatemali w Tapachuli: “Tenemos un problema. Polonia es un país comunista. Es necesaria una autorización especial“. I na nic się zdało tłumaczenie, że “comunista” już nie jest. Pan miał swoje wytyczne i żadna moja perswazja nie była w stanie tego zmienić, choć w końcu zdanie zmienił, ale wymagało to interwencji siły wyższej. Ta “specjalna autoryzacja” miała zająć 2-3 dni, a zajeła ponad tydzień i gdyby nie pewna przypadkowa znajomość jaką wtedy zawarłem z pewną (jak się później okazało) bardzo wpływową w Gwatemali osobą, to pewnie bym tam tkwił z miesiąc i czekał na zmiłowanie gwatemalskiej biurokracji. Ale to temat na oddzielną opowieść 🙂
Poza tym sam region był na początku lat 1990-tych dużo bardziej niestabilny. W Meksyku, w stanie Chiapas, na porządku dziennym były wtedy zamieszki i regularne bitwy loklanych indian z policją lub wojskiem, w Gwatemali nadal trwała wojna domowa i aktywnie działała partyzantka, w Salwadorze właśnie podpisano porozumienie z przedstawicielami lewicowych bojówek, w Hondurasie w miastach rządziły gangi etc. etc. Pewnymi wyjątkami była Nikaragua i Kostaryka – oba te kraje nie wymagały wiz od Polaków i w obu był spokój. W Nikaragui zdaje się, że wynikał z niedostatków demokracji, a w Kostaryce wręcz przeciwnie, z jej zaawansowania.
Teraz do żadnego z tych państw wizy nie potrzeba, od ręki dostaje się pobyt do 90 dni, a poza tym panuje w tym regionie względny spokój. Problemem jest oczywiście zwykły bandytyzm, który chyba jest najbardziej widoczny w Hondurasie, ale przy zachowaniu zdrowego rozsądku można spokojnie po tych krajach podróżować bez obawy o to, że nagle z krzaków wyskoczy na drogę uzbrojony po zęby oddział partyzantów. Nadal nie są to kraje bardzo bezpieczne (może za wyjątkiem Nikaragui i Kostaryki), ale nie odczuwa się już frontowej atmosfery, którą pamiętam szczególnie z mojego poprzedniego pobytu w Salwadorze.
Zdjęcia z wyprawy (2 galerie)
Galeria I
Wartownik z giwerą przed wejściem do hotelu w Salwadorze. Porozmawiałem sobie z nim chwilę i zapytałem się, czy teraz też się używa tak częstoi broni jak kiedyś ? Odpowiedział, że nie, a broń teraz nosi tylko “dla respektu” jaki wzbudza. Czyli sporo się zmieniło od mojego poprzedniego pobytu 🙂

Galeria II
Jedna z piramid Majów w kompleksie Tikal
