Dziwne sowieckie obligacje…
…czyli pożyczka czystości i upiększania miasta Kazania. Tylko Sowieci mogli wpaść na taki pomysł, ale w sumie to nie dziwi bo w tym proletariackim raju ludu pracującego miast i wsi wszystko postawiono na głowie w imię rewolucji, więc czemu by to miało ominąć obligacje? W normalnej gospodarce ktoś pożyczał emitentowi pieniądze, a ten w zamian wystawiał swoje zobowiązania do zwrotu pożyczki w określonym terminie, z określonym oprocentowaniem i na określonych warunkach, a tutaj miejski sowiet wydał obligacje, które wręczył ludowi pracującemu informując ów lud, że poprzez przyjęcie obligacji tenże lud zobowiązał się (a w zasadzie został zobowiązany) do świadczenia pracy na rzecz miasta. Czyli ja ci daję obligację i w zamian za to Ty mi jesteś coś winien i jeszcze się z tego powinieneś cieszyć. W sumie to logiczne, bo przecież i tak ludzi mogli do roboty popędzić nie dając im nic, a tak przynajmniej dawali “obligacje”.
Ta poniżej opiewa na dwa dni robocze i ma cztery kupony na pół dniówki każdy, zatem szczęśliwy nabywca był zobligowany do pracy przez dwa dni za darmo. Choć może nie do końca za darmo bo jednak w zamian otrzymywał prawo do udziału w losowaniu nagród, aczkolwiek chyba nie dotyczyło to każdego posiadacza, bo na odwrocie napisano, że “w losowaniu biorą udział najlepsze kolektywy i pojedynczy pracownicy którzy dawali przykład swoją ciężką pracą”.
Teoretycznie cała zabawa była dobrowolna – ten kto przyjął obligację musiał wykonać jakieś prace na rzecz miasta, co było odnotowywane na kuponach, po czym tak potwierdzona “obligacja” stawała się losem na loterię, w której można było wygrać 10.000 rubli, ale znając ówczesne realia to odmowa przyjęcia tego zobowiązania mogła się źle skończyć dla takiego antypaństwowego elementu.
Nie jest to zatem żadna obligacja, ale rodzaj losu loteryjnego, za zakup którego należało “zapłacić” własną pracą.