Białoruś po raz kolejny
Tym razem nie motocyklem, a koleją – szukałem pomysłu na majowy weekend, który tradycyjnie spędzam z synem w jakimś europejskim mieście. Był Berlin, Budapeszt, Praga, Lwów, Wilno, Bratysława więc tym razem pomyślałem, że warto odwiedzić Mińsk w którym sam też nigdy nie byłem. Było trochę zachodu z wizami, za to sama podróż udało mi się sprawnie zaplanować. Bilet bezpośredni z Warszawy do Mińska to wydatek prawie 300 złotych na osobę, ale okazuje się, że kupując bilety oddzielnie na odcinek polski i białoruski można to zrobić znacznie taniej: Warszawa – Terespol to 35 do 50 złotych, Terespol – Brześć to 3 EUR (czyli ~12 złotych), zaś najdłuższy odcinek, czyli Brześć – Mińsk to wydatek rzędu 10 – 12 złotych. Tak, tak to nie pomyłka – koleje białoruskie na liniach krajowych są bardzo tanie, a bilety na pociągi dalekobieżne można kupić przez internet poprzez stronę Kolei Białoruskich. Zatem całkowity koszt podróży w jedną stronę to 60-75 złotych.
Bilety można kupić ze znacznym wyprzedzeniem – tylko z zakupem biletu z Terespola do Brześcia jest jakiś biurokratyczny cyrk, bo można go kupić tylko w kasie i najwcześniej na jeden dzień przed planowaną podróżą. Jakiś urzędas (nie wiem czy nasz, czy ichni) tak to sobie wymyślił. U nas kupuje sie te bilety bez rezerwacji, ale na Białorusi są sprzedawane z miejscówkami.
Internetowy zakup biletów na białoruskie połączenia kolejowe wymaga rejestracji na stronie i znajomości cyrylicy, ale można spokojnie płacić kartami zagranicznymi. Poza tym na stronie widać ile jest wolnych miejsc w danym pociągu z podziałem na klasy etc. Dostaje się z reguły coś w rodzaju numeru rezerwacji. Jeśli dla danego połączenia jest dostępna tzw. elektroniczna rejestracja to trzeba podać imię, nazwisko i numer dokumentu tożsamości (można wybrać z listy rodzajowej “dokument zagraniczny” i zarówno numer jak i imię i nazwisko mażna wpisac łacińskim alfabetem). Na podstawie tego numeru rejestracji można (przy opcji rejestracji elektronicznej) lub trzeba (przy braku opcji rejestracji elektronicznej) odebrać prawdziwy bilet w kasie na dworcu. Nawet jeśli jest opcja rejestracji elektronicznej warto to o tyle zrobić, że mając bilet w ręku zostaniemy wpuszczeni do pociągu od razu, a mając tylko numer rezerwacji będziemy czasami musieli poczekać, aż konduktorowi dostarczą wydrukowaną listę pasażerów. Bilety są sprawdzane po raz pierwszy już przy wejściu do wagonu dalekobieżnego pociągu.
Taki kombinowany dojazd do Mińska zajmuje około 12 godzin z uwagi na przerwy w podróży w Terespolu i Brześciu.
Podróż przebiegała w zasadzie bezproblemowo. Dworzec w Terespolu jest zadbany, ale okolica wygląda niespecjalnie bo to wprawdzie stacja graniczna, ale samo miasteczko to dziura. Niedaleko dworca jest kilka sklepów, kantorów wymiany, barów i bank spółdzielczy. Po dworcu snują się zaś znudzeni SOK-iści, którzy nie mają chyba nic do roboty więc troskliwie dbają o czystość – wyrzucenie niedopałka o mało nie skończyło się dla mnie mandatem. Normalnie bym oczywiście wyrzucił peta do kosza, ale przed dworcem kosza nie ma bo (rzekomo) nie wolno tam palić (brak stosownych informacji), zatem koszy nie ma bo by ludzie do nich pety wrzucal… Wymyślił to zapewne jakiś “geniusz” – typowy przejaw urzędowej głupoty, której u nas wszędzie pełno. Tyle tylko, że jak by kosz był to panowie z SOK nie mieli by tam nic do roboty i ktoś mógłby dojść do wniosku, że są darmozjadami, a tak panowie sporządzili stosowna notatkę o udzielonym pouczeniu (zdaje się, że z mandatu zrezygnowali po mojej wzmiance o braku informacji o zakazie palenia, uwadze o niestosowności braku koszy i wyrażeniu chęci nieprzyjęcia mandatu, co by uruchomiło bardziej pracochłonne procedury) i tymto sposobem kolejny raz w urzędowy sposób uzasadnili potrzebę swojego funkcjonowania.
Dziwne, ale po drugiej stronie Bugu kosze na dworcach są dostępne i palenie na otwartej przestrzeni nikomu nie wadzi, a służby mundurowe zdają się zajmować poważniejszymi rzeczami.
Z uwagi na kontrolę paszportową do odprawy trzeba się stawić co najmniej na kwadrans przed odjazdem pociągu z Terespola, ale idzie ona bardzo sprawnie.
W Brześciu warto mieć rezerwę czasową na przesiadkę bo kontrola paszportowo-celna trochę trwa (przy wjeździe, przy wyjeździe znacznie krócej). Paszportowa idzie dosyć sprawnie, ale warto postarać się o druki kart migracyjnych i je wcześniej wypełnić. Niestety zamiast rozdać je np. w pociągu, dostaje się je dopiero przed samą kontrolą i to w miejscu gdzie nie ma nawet kawałka parapetu, na którym by to można komfortowo wypełnić, a pisanie “na ścianie” korytarza jest niezbyt wygodne. Nie wiem czy coś się zmieniło, ale nikt się nie pytał o te ubezpieczenia od przysłowiowego “niczego” (pardon, od kosztów leczenia w trakcie pobytu na Białorusi), które obowiązkowo trzeba wykupić – może dlatego, że sprawdzają je przy wydawaniu wiz.
Celnicy białoruscy poświęcają się swojej pracy i są dosyć dociekliwi, sprawdzając większość bagaży w poszukiwaniu nie bardzo wiadomo czego. A, przepraszam, wiadomo – szukają niebezpiecznej kontrabandy. Zdaje się że ostatnio panuje tam moda na zwalczanie narkomanii, więc namiętnie szukają wszelkich tabletek na katar zawierających pseudoefedrynę. W Polsce są one dostępne bez recepty, a tam to zakazane substancje. Nie bierzcie zatem ze sobą Sudafedu albo czegoś podobnego bo możecie mieć kłopoty, a jeśli wieziecie jakieś leki to lepiej je włożyć do kieszeni, bo jak wygrzebią w bagażu to będą latać i sprawdzać w komputerze co to jest, bo nie mają o farmacji zielonego pojęcia. Druga opcja to przepakować bardziej egzotyczne leki do jakiegoś opakowania po czymś powszechnie znanym, np. po aspirynie – tą odróżniają bez pudła i do komputera latać nie będą, co nam oszczędzi trochę czasu.
Dworzec w Brześciu robi dobre wrażenie – dosyć monumentalny budynek, zadbany i czysty. Informacja dla pasażerów jest czytelna, a na wyświetlaczach jest podawana zarówno cyrylicą jak i wymiennie, łacińskim alfabetem. Na dworcu jest także kantor wymiany walut – kursy mniej więcej takie jak wszędzie więc warto skorzystać (1 USD = 14.300, 1 EUR = 16.000, 1 zł = 3.900 rubli według stanu na maj 2015).
Do Mińska pociag dojechał punktualnie, a znajomi odebrali nas bezpośrednio z dworca i zawieźli do hotelu, robiąc porzy okazji krótką wycieczkę objazdową po mieście. Hotel Bonhotel miałem zarezerwowany – można to zrobić przez międzynarodowe portale, albo przez stronę z białoruskimi hotelami Гостиницы Беларуси. Standard typowy dla europejskich sieciówek typu IBIS, Accor etc. Ceny też europejskie ale na akceptowalnym poziomie. Ogólnie z tanimi hotelami lub hostelami w Mińsku jest problem – jest ich mało i mają spore obłożenie, zatem żeby mieć jakiś wybór to trzeba by je rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Miejsca bardzo tanie i owszem, były ale tylko w pokojach wieloosobowych co mi nie odpowiadało, zatem wybrałem Bonhotel i mogę go szczerze polecić – wprawdzie sam budynek jest architektonicznie nieciekawy, ale lokalizację ma niezłą, niedaleko jest stacja metra Puszkińska, obsługa jest bardzo miła i profesjonalna, jest czysto, serwują dobre śniadania, mają darmowe wi-fi, w holu jest bankomat, z płatnością kartami nie ma problemu, jednym słowem jest tak jak powinno być.
Mińsk robi dobre wrażenie – czysto, szerokie i zadbane ulice, dobrze rozwinieta sieć transportu publicznego (koszt jednorazowego przejazdu to obecnie 4500 rubli czyli ~ 1.10 złotego), niewielki ruch samochodowy. Niestety ponieważ miasto było bardzo zniszczone podczas II WŚ to zdecydowana większość architektury w centrum pochodzi z lat 1947-53. To dosyć monumentalny stalinowski socrealizm. Starówka jako taka jest niewielka i też zdaje się rekonstruowana – trochę starszych budynków znajdziemy na Troickim i Rakowskim Przedmieściu oraz w okolicach ratusza (Górne Miasto). Zatem jak ktos szuka zabytków średniowiecznej architektury to raczej nie tutaj. Z drugiej strony stalinowski monumentalizm ma swój urok, a jego białoruska wersja jest nieco inna niż ta, którą znamy np. z warszawskiego Placu Konstytucji czy Pałacu Kultury i Nauki. Charakterystyczne są liczne rzeźby ulokowane w miejskiej przestrzeni.
W Mińsku jest trochę muzeów – wszystkie białoruskie muzea są opisane na stronie Музеи Беларуси. My zwiedziliśmy Muzeum Historii, Muzeum Sztuki, Muzeum Białoruskiego Kina, Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej oraz Muzeum Historii Mińska. Niestety nie udało nam się wejść do Muzeum Ministerstwa Spraw Wewnetrznych – to było w niedzielę zamknięte, podobnie jak i Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które także mieliśmy w planach. Wstępy do muzeów to koszt około 10-15 złotych od osoby.
Wystawy w muzeach są interesujące, choć prezentowane nieco chaotycznie. Muzeum II WŚ jest bardzo ciekawe, ale ekspozycja jest nieco tendencyjna i pomija niektóre niezbyt wygodne wątki, takie jak np. napad ZSRR na Polskę czy też okres współpracy ZSRR z Niemcami w latach 1939-1941. Nie ma też praktycznie słowa o partyzantce polskiej na terenach dzisiejszej Białorusi. Z kolei w Muzemu Historii Mińska z tematu wiodącego była dostępona tylko jedna szafa w korytarzu, a resztę przestrzeni zajmowały wystawy prac plastycznych i rzeźby – bardzo interesujące, ale jednak oczekiwałem, że w takim miejscu dowiem się nieco o historii miasta. Muzeum Kina Białoruskiego to w zasadzie jedna sala poświęcona kinu – ciekawa, ale zbyt mała, żeby ją nazwać samodzielnym muzeum. W drugiej zaś jego części pokazano wystawę poświęcoiną bimbrownictwu – też jedna sala, troche sprzętu do pędzenia bimbru i sporo propagandowych plakatów antyalkoholowych z czasów ZSRR, a na deser projekcja komedii produkcji radzieckiej pt. Bimbrownicy Самогонщики. Przyznam, że taki muzealny związek bimbrownictwa i kinematografii wydał mi się dosyć egzotyczny, ale to satakie lokalne “smaczki” 🙂
Film jest dobrze zrobiony i ma jasny przekaz – nieźle prosperujący interes bimbrowniczy prowadzony przez ludzi z marginesu, demaskuje politycznie uświadomiony pies, który na końcu oddaje złoczyńców w ręce socjalistycznego wymiaru sprawiedliwości 🙂
Jak na stolicę przystało, w mieście sporo się dzieje – podczas naszego pobytu odbywał się np. festiwal ulicznych teatrów i na terenie Górnego Miasta codziennie były organizowane przedstawienia gromadzące dosyć liczną publiczność. Wszystko odbywa się jednak pod bacznym okiem różnych służb mundurowych – widac je na każdym kroku. W centrum jest trochę fajnych knajpek, kawiarni i restauracji – standard jak najbardziej europejski, jedzenie niezłe, ale typowe specjały kuchni lokalniej nie jest łatwo trafić. Ceny są mniej więcej “warszawskie”, zatem biorąc pod uwagę lokalne zarobki jest relatywnie drogo, a mimo to w popularniejszych miejscach jest zawsze dosyć tloczno.
cdn…