Morahalom
Morahalom, mała mieścina niedalego serbskiej granicy. Czysto, schludnie, zadbane trawniki i kwiatki. Ot, wzorowy porządek. Nic tu się prawie nie dzieje – dwa supermarkety, kilka sklepów, ze dwie gospody, w tym jedna taka że strach do niej wejść, ale mają kompleks basenów z wodami termalnymi i całkiem niezły hotel, w którym można dobrze wypocząć (70 EUR za apartament niezłej klasy, w tym dostęp do basenów termalnych i saun, śniadanie oraz kolacja, choć napoje do kolacji są płatne osobno, co jest moim zdaniem dosyć nieeleganckie). Niedaleko jest rezerwat bawołów (więc w nocy trzeba uważać, bo moga wyleźć na drogę) oraz większe miasto – Szeged. Zatrzymałem się tutaj dwa razy w drodze do Macedonii i z powrotem.
W sumie to niby nic się tutaj nie dzieje, ale akurat tego wieczora były dodatkowe atrakcje. Nieco nawalony kierowca jakiegoś dosyć rupciowato wyglądającego pojazdu hurtowo uszkodził za jednym zamachem zdaje się, że 9 aut zaparkowanych przed hotelem. Dodam, że jakieś pół godziny wcześniej stał tam mój motocykl, ale miejsce jakoś mi się bardzo nie podobało, więc wynegocjowałem z recepcją postawienie moto na miejscach dla rowerów bo pod dachem i w zasiegu wzroku recepcjonisty. Poniżej kilka zdjęć z wieczornej katastrofy. Jakość kiepska bo robione telefonem i po ciemku, ale widać mniej więcej o co chodzi ….
♦