Madass jest fajny, ale…
… chciało by się więcej i szybciej. Sachs Madass to dobra niemiecka marka (to ten Sachs od amortyzatorów), choć dzisiaj to chińska produkcja. Konstrukcja wyjątkowo ciekawa, ale ma swoje ograniczenia, zaś apetyt rośnie w miarę jedzenia……
Pierwszy sezon za mną, zrobiłem na Madassie kilka tysięcy kilometrów. Głównie po Warszawie, ale systematycznie zwiedzałem też okolice. W ruchu ulicznym jest ok, ale na trasie jest zwyczajnie za wolny. Wprawdzie próbowałem go nieco podrasować, ale pomimo wielu wysiłków nadal rozwijał taką samą prędkość maksymalną, czyli 62 km/h. I wyglądało na to, że bez wymiany silnika i skrzyni biegów szybszy nie będzie. Ot taka konstrukcja – w sumie żadnych blokad, po prostu ten typ tak ma i nic z tym zrobić nie można, szczególnie jeśli jest to wersja z automatyczną skrzynią biegów. Wymiana gaźnika, nieco większy cylinder, lepsza świeca – owszem, moc nieco wzrasta, szybciej się zbiera, ale V-max stoi w miejscu. Tyle ile było od początku, tyle i zostało. Wersja w automacie nie nadaje się zatem do efektywnego tuningu. Poza tym sprzęgło odśrodkowe zastosowane w wersji automatycznej ma żywotność około 5000-6000 km.
Z drugiej strony jest to pojazd mały, zwinny, doskonale nadający się do jazdy między samochodami, ma dobre hamulce, dosyć duże koła, co powoduje małą wrażliwość na ubytki nawierzchni, a przy tym pali tyle co nic, czyli 2,6-2,7 l/100km po mieście, a przy dłuższych trasach spalanie spada do poziomu 2,2-2,3 l/100 km czyli na baku (ok. 5 litrów) można zrobić śmiało 200 km, a jak paliwo się kończy to jest jeszcze rezerwa wystarczająca na jakieś 10-15 km jazdy. Ze względu na konstrukcję, niewiele się w nim uszkodzi – po zaliczeniu kilku gleb wymieniłem w sumie manetki, zdaje się, że jeden migacz tylny, przełącznik świateł i w końcu kierownicę, bo oryginalna była się nieco “wygła”, ale to stało się dopiero po czwartej, dosyć solidnej glebie spowodowanej z resztą piachem na zakręcie, który to piach zbyt późno zauważyłem. Inne wady to dosyć sztywne zawieszenie (co można poprawić, wymieniając amortyzator, poza tym to, że jest dosyć sztywne zauważyłem dopiero po przesiadce na motocykl) oraz umiarkowany wodowstręt objawiający się tym, że po wymianie filtra powietrza na bardziej “sportowy”, ale i bardziej odkryty, w przypadku jazdy w deszczu, filtr łapał wilgoć i silnik miał tendencje do gaśnięcia. Na to też pewnie można by coś poradzić. Ostatnią zaletą jest to, że ze względu na wygląd, pojazd zwraca na siebie uwagę. Praktycznie zawsze jak się gdzieś zatrzymywałem to ktoś podchodził i się dopytywał o markę etc. a na drodze, ponieważ jest to faktycznie mały motocykl, byłem traktowany przez innych motocyklistów jak motocyklista – szybko więc przyswoiłem sobie zwyczaj pozdrawiania się na trasie (“lewa w górę”), a zauważyłem, że w przeciwnieństwie do mnie, ludzie na typowych skuterach byli zwykle ignorowani przez innych motocyklistów 🙂
W praktyce oznacza to, że jazda takim sprzętem po trasach szybkiego ruchu to duże wyzwanie, a próba zmiany pasa np. na moście Grota graniczy z samobójstwem. Przy takiej szybkości zasięg też nie jest duży – realnie można pojechać na wycieczkę w promieniu 50 km od Warszawy.
Coraz większe upodobanie do jazdy oraz ograniczenia jakie opisałem spowodowały to, że zacząłem się powoli rozglądać za większym motocyklem. Niestety oznaczało to konieczność zrobienia prawa jazdy A, to zaś wymagało zdania egzaminu (a obiecywałem sobie zaraz po studiach, że nigdy więcej żadnych takich…). Było więc do pokonania kilka barier, z których część miała być może wyimaginowany charakter, ale były też te bardziej realne. Jednak o tym jak wybrałem motocykl i jak robiłem prawo jazdy napiszę w kolejnym poście.
Zanim jednak przesiadłem się na motocykl, to na Madassie zrobiłem 19.000 km co jak na 50 ccm i dwa sezony jest chyba niezłym wynikiem.