Apteczka podróżnika
Punktem wyjścia do skompletowania własnej apteczki podróżnej może być apteczka samochodowa zgodna z normą [DIN 13164]. W takiej apteczce powinny być następujące rzeczy:
- Plaster 1 2,5cm x 5m
- Plaster opatrunkowy na rany 8x 10cm × 6cm
- Opatrunek indywidualny 3x mały, sterylny
- Opatrunek indywidualny 1x duży, sterylny
- Chusta opatrunkowa 1x 60cm × 80cm sterylna
- Kompres 6x 10cm x 10cm, sterylny
- Bandaż z gazy lub bandaż elastyczny 2 6cm × 4m
- Bandaż z gazy lub bandaż elastyczny 3 8cm x 4m
- Chusta trójkątna 2
- Koc ratowniczy 1 210cm x 160cm złoto-srebrny
- Nożyczki z tępymi końcami 1
- Rękawiczki jednorazowe 4 bez szwu
+ instrukcja udzielania pierwszej pomocy & spis zawartości
Zakładam, że jak taka norma obowiązuje to jest oparta na pewnych doświadczeniach praktycznych i została zapewne dobrze przemyślana, aczkolwiek norma to nie biblia, więc można z nią dyskutować.
Dla apteczki motocyklowej istnieje oddzielna norma [DIN 13167], zgodnie z którą zawiera ona:
2 pary rękawiczek jednorazowych
2 x bandaż 8cm x 10m
8 x plastry opatrunkowe 10 cm x 6 cm
1x chusta opatrunkowa
1x koc ratunkowy (folia NRC)
1x nożyczki
1x plaster 5m x 1,25 cm
apteczkę w tej wersji można nabyć np. poprzez serwis www.motopomocni.pl
To oczywiście są zestawy podstawowe, przygotowane w kontekście wypadków komunikacyjnych, a zdrowy rozsądek podpowiada, że choć polskie prawo tego nie wymaga, to tego typu zestaw powinien być na wyposażeniu każdego motocyklisty. Warto też pamiętać, że w niektórych krajach apteczka taka stanowi obowiązkowe wyposażenie motocykla, choć zgodnie z Konwencją Wiedeńską o Ruchu Drogowym, wymóg ten dotyczy tylko pojazdów tam zarejestrowanych, bowiem obowiązkowe wyposażenie pojazdu definiują przepisy kraju rejestracji.
Takie apteczki nie rozwiązują jednak problemu wielu przypadłości, które w trakcie podróżowania występują znacznie częściej niż poważne zranienia czy uszkodzenia ciała i mogą kompletnie zepsuć nam nawet najlepszy wyjazd.
Sam pakuję się na każdy wyjazd bardzo kompaktowo (ten nawyk pozostał mi z czasów dawniejszych podróży, kiedy to cały mój dobytek musiałem nosić na plecach), ale zawsze zabieram mój własny zestaw „pierwszej pomocy”. W rozbudowanej wersji zawiera on to co opisałem poniżej, aczkolwiek ostateczna zawartość zależy od tego dokąd jadę i na jak długo.
Pamiętaj przy tym, że to co mówią w reklamach, że „każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu” to prawda, a od udzielania porad medycznych są lekarze, a nie internet, zatem każdy lek skonsultuj z lekarzem, nawet jeśli jest dostępny bez recepty.
Poniżej zaprezentowałem mój własny zestaw medykamentów i wyposażenia, które uważam za przydatne dla mnie w trakcie podróży. Został wypróbowany w praktyce podczas długich pobytów w różnych, często dosyć egzotycznych rejonach świata. Jest on następujący:
Leki przeciwbólowe/przeciwzapalne: Metamizole tab. 0.5g (Pyralginum, Pyralgina), Naproksen tab. ~0.2g (Alleve), Diclofenac tab. 0.05 g (Voltaren), Aspiryna 0.5g
dlaczego taki zestaw ? Pyralgina ma silne działanie przeciwbólowe, a do tego działa silnie przeciwgorączkowo i dlatego został wybrany, Naproksen ma silne działanie przeciwbólowe, ale jest bezpieczniejszy od takiego np. ibuprofenu, dobrze sprawdza się przy bólach głowy, a poza tym wykazuje (niepotwierdzone naukowo) działanie przeciwwirusowe, zaś Diclofenac (choć w sumie działa podobnie) to jednak szczególnie dobrze sprawdza się w przypadku bólu związanego z miejscowymi stanami zapalnymi (czyli np. bólu zęba). Aspiryna zaś ma silne działanie przeciwzapalne, a do tego działa przeciwzakrzepowo. Wszystkie cztery leki są dostępne w Polsce bez recepty, choć Diclofenac w dawce „podprogowej” bo zdaje się, że 0.025, a realnie efektywna jest 0.050. Jest jeszcze Diclofenac w czopkach 0.1 – najbardziej skuteczna wersja, ale dostępna tylko na receptę. Żaden z nich nie ma oficjalnych przeciwwskazań do prowadzenia po nich pojazdów mechanicznych i moim zdaniem żaden z nich nie wpływa na refleks. Po jednym opakowaniu (10-20 tabletek) wystarczy.
Zastosowanie: Pyralgin – mój pierwszy wybór w przypadku wysokiej temperatury. Naproksen – bóle głowy, mięśni, przeziębienie. Diclofenac – pierwszy wybór w przypadku bólu zęba, nerwobólu. Załatwia także atak prawdziwej migreny, albo kolki nerkowej ale wtedy musi być w postaci czopków bo przy takich silnych bólach tabletki działają znacznie słabiej.
Leki rozkurczowe: Drotaweryna 0.040 (No-Spa) lub Scopolan 0.010 – ten drugi działa silniej, ale upośledza w jakimś stopniu widzenie i refleks, zatem odpada, jeśli zamierzamy prowadzić motocykl lub samochód. Jedno opakowanie tabletek 0.04 lub 0.08 (wersja forte) wystarczy. Zastosowanie: wszelkiego rodzaju kolki, można łączyć z lekami przeciwbólowymi opisanymi wcześniej.
Maść na swędzące ukąszenia, wysypki etc. – wszyscy polecają Fenistil bo jest bez recepty, ale moim zdaniem stosowany miejscowo działa bardzo słabo. Dlatego zawsze biorę ze sobą jakąś maść zawierającą kombinację silnego sterydu i antybiotyku – polecam Flucinar N (steryd + neomycyna) lub Triderm (steryd + klotrimazol + gentamycyna). Oczywiście powinno się to stosować tylko miejscowo i przez krótki okres czasu. Oba preparaty w Polsce są na receptę. Jedna tuba wystarczy
Maść na miejscowe infekcje – przydatna przy skaleczeniach, zadrapaniach etc. – polecam Tribiotic (neomycyna, polimyksyna i bacytracyna). Skuteczny koktajl, dostępna bez recepty w wygodnych, jednorazowych saszetkach lub w tubie. Bardzo dobry jest także Chloramfenikol (Detreomycyna), ale ta maść jest na receptę bo chloramfenikol jest wprawdzie bardzo skuteczny, ale cieszy się złą sławą.
Maść przeciwgrzybicza – przydaje się przy dłuższych wyprawach szczególnie w ciepłym klimacie. Bez recepty dostępny jest Lamisilat (Terbinafina), ale lepszy jest Travogen (Izokonazol).
Alternatywnie w celu zwalczania miejscowych infekcji czy to bakteryjnych czy to grzybiczych można zastosować dawniej stosowane preparaty, które europejska medycyna uważa za archaiczne, ale które bywają dostępne w krajach słabiej rozwiniętych, takie jak Gencjana (dawniej i u nas popularna pioktanina, fiolet krystaliczny), Merkurochrom lub Metriolat (Tiomersal). Wszystkie trzy są barwnikami, mocno brudzą i barwią skórę, zostawiają na tkaninach trwałe plamy, więc są niezbyt wygodne w użyciu, choć bardzo skuteczne w eliminowaniu wszelkich mikroorganizmów. Z tego pioktanina chyba jest nadal w Polsce dostępna, Merkurochrom w Europie jest raczej nie do zdobycia w normalny sposób, a Metriolat bywa jeszcze stosowany w akwarystyce do dezynfekcji wody w akwariach w celu zwalczania drobnoustrojów szkodzących rybkom. Oczywiście wszystkie stosuje się tylko zewnętrznie.
Leki na szeroko rozumiane problemy żołądkowe:
Loperamid (Imodium, Laremid) – lek przeciwbiegunkowy (lub jak kto woli przeciw sraczce), skutecznie eliminuje problem, ale nie należy z nim przesadzać. Może wpływać na ośrodkowy układ nerwowy, zatem prowadzenie po nim pojazdów mechanicznych nie jest zalecane, choć w praktyce ten wpływ jest często niezauważalny po jednorazowej dawce. Likwiduje tylko objawy, więc stosujemy wraz z nifuroksazydem przez dzień, góra dwa. Potem zaczyna działać sam nifuroksazyd i wsparcie loperamidem nie jest mu z reguły potrzebne. Dostępny bez recepty. Jedno opakowanie wystarczy.
Węgiel aktywny – ekologiczna i bezpieczna alternatywa dla Loperamidu. Absorbuje wszystkie świństwa i pozwala je wydalić. Żeby jednak był naprawdę skuteczny w przypadku biegunki to trzeba zjeść około 5-6 gramów na pierwszy raz (czyli circa about 20 tabletek). Warto zabrać ze dwa opakowania. Jak bierzesz węgiel to nie bierz innych leków – węgiel je zaabsorbuje i zostaną wraz z nim wydalone, więc nie ma to większego sensu. Zatem najpierw węgiel, a dopiero kilka dobrych godzin później np. nifuroksazyd.
Nifuroksazyd – chemioterapeutyk stosowany w różnego rodzaju zakażeniach bakteryjnych układu pokarmowego. Nie wchłania się, zatem działa wyłącznie lokalnie w przewodzie pokarmowym. Nie ma praktycznie żadnych działań niepożądanych. Zwykle działanie widać po 1-2 dniach. Dostępny bez recepty w tabletkach po 0.200 g. Niektórzy biorą go profilaktycznie przez cały okres pobytu przy wyjazdach do krajów rozwijających się. Normalne dawkowanie to 4 razy dziennie po 0.2, sugeruję zabrać zapas na tydzień brania, czyli ok. 30 tabletek 0.2.
Leki przeciwuczuleniowe – żadne „wapno” nie działa przeciw-uczuleniowo, ale te bzdury są powtarzane od tak dawna, że zaczęły funkcjonować jako pewnik. Jak ktoś jest bardzie zainteresowany tym tematem to polecam ten Blog. Przeciw-uczuleniowo działają leki antyhistaminowe, a jak ktoś odczuwa potrzebę spożycia dodatkowych ilości wapnia to niech sobie je skorupki od jajek 😉
Clemastin (klemastyna) – lek I generacji, działa szybko i długo, ale niestety powoduje senność i ogólnie zwala z nóg, zatem jazda po zażyciu jest moim zdaniem absolutnie wykluczona przez co najmniej 24 godziny. Zdaje się, że w Polsce jest na receptę. Jedno opakowanie to zapas na kilka wypraw.
Cetrizine (cetryzyna, Zyrtec, Allertec) – lek II generacji, działanie pojawia się wolniej, nie zwala z nóg tak mocno jak klemasytyna, z reguły po kilku dniach stosowania przestaje się odczuwać jakiekolwiek objawy ośrodkowe (typu senność), może jednak wpływać na sprawność psychofizyczną, zatem nie zaleca się prowadzenia pojazdów mechanicznych po zażyciu. Dostępny w Polsce bez recepty. Jedno opakowanie wystarczy.
Oba mogą być stosowane w typowych alergiach (wysypki, świąd, katar sienny, kichanie). Sprawdzają się też w przypadku masowych ukąszeń owadów (komary, meszki, pchły) i reakcji alergicznych z nimi związanych. Zabieram ze sobą odkąd śpiąc w krzakach zostałem tak pokąsany w nocy przez jakąś wyjątkowo paskudną odmianę komarów, że rano miałem spuchnięte powieki.
Oczywiście jeśli ktoś cierpi na jakąś ostrą alergię, przy której kontakt z alergenem może spowodować wstrząs, to strzykawka z adrenaliną (Adrenalina WZF lub EpiPen) jest absolutnie nieodzowna i musi być zawsze pod ręką, ale Ci co jej potrzebują to zwykle o tym wiedzą. Z drugiej strony jeśli się jedzie gdzieś, gdzie będziemy przebywać daleko od cywilizacji to warto rozważyć zaopatrzenie się w jeden taki zestaw. Ot tak, na wszelki wypadek.
Krople do oczu – nawet bardzo drobna infekcja oka może być wyjątkowo upierdliwa i zepsuć każdy wyjazd, a jak się prowadzi motocykl z podrażnionym i łzawiącym okiem to jest to zwyczajnie niebezpieczne. Stąd zawsze zabieram ze sobą Dicortineff – krople do oczu (zawierają steryd i dwa antybiotyki). Sprawdzają się też przy zapaleniu ucha. Nie wolno tego długo stosować (zalecenia z ulotki to max. 7 dni). No i stosując, nie używamy szkieł kontaktowych.
Antybiotyki – kontrowersyjna sprawa, bo nie powinno się ich stosować bez wskazań lekarskich, ale w dalszych podróżach do lekarza mogę nie mieć dostępu, albo też miejscowy system ochrony zdrowia jest tak prymitywny, że strach z niego korzystać. Dlatego jadąc w mniej cywilizowane rejony i na dłużej zawsze biorę zestaw 2-3 antybiotyków:
Azytromycyna (Sumamed) – makrolid o szerokim spektrum działania. Bardzo dobrze sprawdza się w infekcjach górnych dróg oddechowym i zakażeniach tkanek miękkich. Dobrze tolerowany i bezpieczny.
Cefuroksym – cefalosporyna II generacji, wskazania podobne do poprzednich. Bezpieczny i dobrze tolerowany.
Amoxiclav/Augmentin – Amoksycylina, syntetyczna penicylina zmieszana z kwasem klawulanowym, dzięki czemu działa na drobnoustroje penicylinoodporne. Wskazania podobne jak wyżej.
Doksycyklina (Vibramycin) – tetracyklina o szerokim spektrum działania. Wskazania podobne jak dla azytromycyny. Dodatkowo sprawdza się jako profilaktyka przeciwko malarii, przydatny w rejonach w których występuje cholera. Skuteczny także przeciwko niektórym pasożytom (np. nicieniom). Nie wolno mieszać z penicylinami.
Cyprofloksacyna (Cipropol) – fluorochinolon, bardzo skuteczny chemioterapeutyk, ale to już jest takie małe działo przeciwpancerne. Skuteczny w różnego rodzaju ciężkich infekcjach. Poradzi sobie np. z dżumą, więc jadąc na taki Madagaskar czy do Indii warto go zabrać.
Jest jeszcze Chloramfenikol – tani, skuteczny, o szerokim zakresie działania i łatwo dostępny w krajach III świata, ale jest to lek dosyć niebezpieczny. U osób z pechową konfiguracją genetyczną może doprowadzić do aplazji (zaniku funkcji) szpiku i zgonu. Jak ktoś kiedyś to brał i żyje to znaczy, że nie ma felernej kombinacji genu MTRNR2.
W dłuższą podróż brałem zwykle 2-3 różne, każdy z innej grupy. Jako ciekawostkę dodam, że np. dzięki doksycyklinie uniknąłem zakażenia cholerą, której epidemia wybuchła w Gwatemali w czasie mojego tam pobytu. Trzy osoby, w tym i ja, jadły to samo i w tym samym miejscu. Na drugi dzień dwie były w szpitalu, a mnie nie nic nie było.
Malaria – profilaktyka i leczenie. Leki przeciwko malarii są potrzebne tylko w tropikach. Wiele zależy od kierunku w jakim się udajemy i ryzyka jakie jesteśmy w stanie zaakceptować. Jadąc w takie strony zawsze brałem ze sobą Malaron, Chlorochinę i Doksycyklinę, choć nigdy nie brałem tych leków profilaktycznie. Na rynku są jeszcze dostępne pochodne artemizyny no i oczywiście klasyk w leczeniu malarii, czyli chinina – bardzo skuteczna, tania, ale obarczona ryzykiem wystąpienia objawów ubocznych. Z drugiej strony nadal jest niezastąpiona w leczeniu ciężkich przypadków malarii.
Leczniczo Malarone stosuje się przez 3 dni, po 4 tabletki dziennie w jednorazowej dawce. Inne rezimy terapeutyczne są szczegółowo omówione tutaj:
Wytyczne CDC (USA) oraz Reżimy terapeutyczne albo tutaj Wytyczne PHE (UK)
Moim zdaniem profilaktyka jest wskazana przy wyjazdach do krajów wysokiego ryzyka w Afryce, a i tam sprawdzi się przy krótkich pobytach, bo nie wyobrażam sobie łykania malaronu czy doskycykliny przez kilka miesięcy, jako że mają działania uboczne i takie długotrwałe stosowanie może przynieść więcej szkody niż pożytku. W pozostałych rejonach i/lub dłuższym pobycie na obszarach zagrożonych warto mieć leki pod ręką na wszelki wypadek, ale niekoniecznie trzeba to łykać profilaktycznie. Dobry spray odstraszający komary i moskitiera powinny wystarczyć. Do tego można dorzucić spirale nasączone pyretroidami – dym jaki powstaje przy ich powolnym spalaniu skutecznie zabija wszelkie owady. Jak nie mamy pod ręką spiral to można zastosować suszone kwiatostany chryzantem bo to źródło naturalnych pyretroidów.
Sporo informacji na temat ryzyka i zalecanej profilaktyki znajdziesz tutaj: Malaria Information and Prophylaxis, by Country.
Leki na chorobę wysokościową – choroba wysokościowa w Polsce nam raczej nie grozi, ale w dalszych podróżach możemy się z nią zetknąć i to dosyć niespodziewanie, bo podatność na jej objawy nie zależy ani od płci, ani też od kondycji czy stylu życia. Tak więc może się okazać, że dotknie młodego sportowca, a taki np. dziadek wypalający paczkę papierosów dziennie niczego nie zauważy. Problem ten może już wystąpić na wysokości 2600 metrów n.p.m, aczkolwiek zwykle 3000-3500 m nie powinno stanowić problemu. Przy wysokości około 4000 m n.p.m. zdecydowana większość osób będzie miała zauważalne objawy, które przypominają mniejszego lub większego kaca 😉 Zapobiegawczo i leczniczo w średnio nasilonych objawach stosuje się Acetazolamide. Skuteczny jest też Sumatryptan, ale to rozwiązanie wyłącznie dla tych, którzy i tak go czasami używają z powodu migreny, bo jest to lek bardzo silny, a jego stosowanie w celu łagodzenia objawów choroby wysokościowej nie jest przewidziane przez producenta. Ekologiczna alternatywa to liście Koki – można je żuć lub parzyć z nich herbatę. Dostępne bez problemu w takich krajach jak Boliwia, Chile, Peru. Można je kupić na bazarach albo u ulicznych sprzedawców. Są jak najbardziej bezpieczne – nie są zbyt smaczne, ale nie da się nimi „naćpać” i nie powodują uzależnienia. Uwaga: Liści tych nie zabieramy ze sobą w drogę powrotną – niektóre kraje mają na tym punkcie tzw. ostrego pierdolca (niestety tego się nie leczy, bo głupota jest nieuleczalna) i za posiadanie takiego ziela możemy wylądować w tzw. kiciu 😉
Trzeba pamiętać, że ostre objawy choroby wysokościowej grożą obrzękiem mózgu i/lub płuc (a w efekcie zgonem) zatem wymagają szybkiej ewakuacji na wysokość poniżej 2400 m i pomocy lekarskiej. Można jednak nieco czasu sobie „kupić” przy pomocy sterydów (np. dexametazonu). Działają objawowo, zmniejszając ryzyko obrzęków.
Jeśli chodzi o medykamenty to w zasadzie tyle. Do tego warto zabrać ze sobą: małe ale ostre nożyczki, kilka sterylnych igieł jednorazowych, nasączone alkoholem jednorazowe waciki do dezynfekcji, sterylnie zapakowany lancet, średniej wielkości igłę i nici chirurgiczne w sterylnym opakowaniu oraz kilka prezerwatyw (które oprócz zastosowań zalecanych przez producenta mogą służyć np. do przenoszenia większej ilości wody, albo do zapakowania czegoś w sposób, który uniemożliwia zamoknięcie zawartości).
Nożyczki, igły, lancet etc. pakujemy w bagażu rejestrowym (przy lotach). Reszta może być zapakowana w bagażu podręcznym. W zestawie opisanym powyżej nie ma leków, które są na tzw. „indeksie”, zatem nie powinny one wzbudzić wątpliwości u służb celnych.
Zdecydowanie odradzam zabieranie w podróże zagraniczne leków z dodatkiem kodeiny, która występuje w niektórych lekach przeciwkaszlowych i w mieszaninie z paracetamolem w tabletkach przeciwbólowych. W niektórych krajach można takie rzeczy kupić bez recepty, ale są i takie, gdzie za kodeinę można trafić za kratki tak jak za posiadanie twardych narkotyków. To samo dotyczy dextrometorfanu (występującego w niektórych syropach na kaszel) i przeciwbólowego tramadolu. To leki z pogranicza tzw. wykazu N i ich posiadanie, nawet poparte medyczną dokumentacją może narobić nam sporo kłopotów na granicy. Ze względów praktycznych, nie warto też wozić preparatów w płynie, stąd brak w zestawie popularnej wody utlenionej czy jodyny.
Pewnie ktoś powie, że opisany zestaw wygląda jak zaopatrzenie dla małego szpitala polowego, ale mnie się przydawał w różnych sytuacjach i każdy jego element na jakimś etapie moich podróży był sprawdzany praktycznie, choć niekoniecznie wszystko testowałem na sobie.
Pytanie czy warto wozić ze sobą tyle rzeczy ? Moim zdaniem jeśli jedziemy w miejsca w których nie ma dostępu do leków i lekarzy, to warto zabrać ze sobą taki rozszerzony zestaw. Jeśli rozsądnie go spakujemy, to nie zajmie dużo miejsca. Oczywiście wiele też zależy od tego, gdzie i na jak długo się jedzie.
W niektórych krajach (Meksyk, Tajlandia, Indie, czyli kraje, które mają własny i dosyć dobrze rozwinięty przemysł farmaceutyczny) można (prawie) wszystko bez problemu (to znaczy bez recept i innych takich biurokratycznych dupereli) kupić na miejscu, często za dużo mniejsze pieniądze niż w Polsce. Zatem czasami nie warto wozić przysłowiowego drzewa do lasu, choć jeśli chcemy się zaopatrywać na miejscu to musimy mieć odpowiednią wiedzę, choćby dlatego, że leki mają różne nazwy handlowe w różnych krajach, wystepują też różnice w dostępnych dawkach etc., zaś fachowość personelu aptek w niektórych krajach pozostawia wiele do życzenia, zatem na porady lokalnego farmaceuty bym nie liczył.