…i po Wietnamie (fotki oraz informacje praktyczne)
Trzy tygodnie minęło nie wiadomo kiedy 🙁
Ale podróż uważam za bardzo udaną. Na razie nie bardzo mam czas na dłuższe sprawozdanie, ale zrobiłem już galerię z fotkami. W sumie nie ma w niej niczego szczególnego, a fotki nie są specjalnie “artystyczne” bo robiłem je telefonem, ale mimo wszystko pokazują miejscowe klimaty, zatem jeśli ktoś jest zainteresowany to zapraszam – wystarczy kliknąć na zdjęcie poniżej:
Największe zaskoczenie: spotkałem dwóch Wietnamczyków rozmawiających ze sobą po polsku 😯
Najciekawsze miejsca: Hue, Hoi An, Dalat, Szlak Ho Chi Minha
Najgorsze miejsce: zdecydowanie Nha Trang (pełno Ruskich i wredne babsko w recepcji paskudnego hotelu o nazwie nomen-omen Mai Huy, który pechowo wybrałem).
Najdziwniejsze jedzenie: smażone poczwarki jedwabników – smakują jak delikatne i miękkie orzeszki arachidowe
Informacje praktyczne:
Wiza – załatwiałem w Ambasadzie, trwa to około tygodnia. Wypełnia się wniosek dostępny w internecie, potem się go drukuje, nakleja zdjęcie i składa w Ambasadzie. Miesięczna wiza wielokrotna to koszt 300 złotych. Podobno można załatwić promesę i na jej podstawie uzyskać wizę na lotnisku. Ponieważ z dotarciem do ambasady nie miałem problemu, uznałem, że nie będę się bawił w promesy, żeby potem na lotnisku nie tracić czasu. odprawa osób z wizami w paszportach szła w Sajgonie bardzo sprawnie, za to ci z promesami byli kierowani gdzieś do innego okienka i trwało to znacznie dłużej.
Bilet: podobno najtaniej lecieć przez Moskwę, ale taka opcja mi nie odpowiadała, zatem kupiłem bilet w Emirates z przesiadką w Dubaju. Przynajmniej lotnisko jest cywilizowane, jest gdzie usiąść, można coś zjeść za w miarę normalne pieniądze i jest się gdzie przespać. Nie wiem jak teraz wygląda lotnisko w Moskwie, ale kilka lat temu panował tam ogólny bajzel, procedury bezpieczeństwa takie, że można było na pokład samolotu wnieść cokolwiek, w klozecie oczywiście nie było papieru toaletowego, wszystkie monitory z wyjątkiem jednego wyświetlały jakieś durne reklamidła zamiast informacji o lotach, i do tego ceny z kosmosu – w czymś co przypominało dworcowy bufet w klimacie PRL z lat siedemdziesiątych kawa kosztowała prawie 40 złotych. Za to Dubaj trzyma przyzwoity standard. Poza tym linie Emirates oferują naprawdę dobry serwis.
Przylot: Saigon (Ho Chi Minh) Tan Son Nhat International Airport (SGN). Sprawna odprawa, wypełnia się dodatkowy kwitek, który dostaniemy już w samolocie – deklarację zdrowotną z oświadczeniem że nie przebywało się w krajach gdzie jest/była Ebola i MERS (przy czym Emiraty są niby felerne bo tam jest MERS, ale tranzytu się nie wpisuje jako pobyt). Do tego jest dodatkowa kontrola “sanitarna” – sprawdzają te deklaracje (jeden kawałek zabierają, drugi stemplują i oddają) oraz przylatujących za pomocą kamery termowizyjnej – jak ktoś się pokaże na monitorze jako “przegrzany” to będzie chyba miał przechlapane, ale nie widziałem takiego przypadku.
Odbiór bagażu: idzie sprawnie, przy wyjściu dosyć dokładnie porównują kwitek bagażowy i naklejki na bagażu. Kontrola celna jest wyłącznie formalnością.
Wymiana walut: dostępna jest w terminalu, kursy mniej więcej takie jak wszędzie w bankach w Wietnamie. Nie skubią turystów na lotnisku tak jak w niektórych innych krajach, więc śmiało można wymienić walutę zaraz po przylocie. Oficjalna tabela kursowa wisi przy okienku. Nie ma prowizji za wymianę.
Przed samym wyjściem z terminala są stanowiska “taksówkowe” – można u nich wykupić voucher na taksówkę z lotniska do centrum miasta. Opłata jest stała w takim przypadku ~200.000 VND. Z licznika wychodzi zazwyczaj taniej, ale jest ryzyko, że nas będą próbowali naciągnąć. Jak mamy voucher to już żadnych dodatkowych opłat nie ponosimy. Z voucherem opuszczamy terminal i idziemy do wskazanego stanowiska gdzie obsługa wsadza nas do taksówki. Zdaje się, że do centrum można też dojechać jakimś autobusem i jest on dużo tańszy, ale moim zdaniem przy takich cenach taksówek nie warto sobie tym zawracać głowy.
Waluta: Dong wietnamski (VND). W obiegu są praktycznie tylko banknoty 500, 1000, 2000, 5000 z papieru oraz 10.000, 20.000, 50.000, 100.000, 200.000 i 500.000 polimerowe. Wizerunki banknotów będących obecnie w obiegu można zobaczyć na stronie Państwowego Banku Wietnamu. Teoretycznie w obiegu są też banknoty 100 i 200 dongów oraz monety 200, 500, 1000, 2000 i 5000 ale w normalnym obrocie nie występują.
Średni kurs wymiany w marcu 2016 (kupno USD) to 22.250 VND/USD czyli 1 złotówka to około 6.000 dongów. Zwykle wszystkie rachunki są zaokrąglane do pełnych tysięcy.
Funkcjonuje dobrze rozwinięta sieć bankomatów – działają bez problemu, w większych miastach jest ich sporo, na prowincji może być różnie. Maksymalny limit jednorazowej wypłaty to zwykle 2.000.000, rzadko 3.000.000 VND. Za wypłaty pobierana jest lokalnie prowizja 30.000 do 50.000 dongów. Akceptacja kart jest ograniczona – linie lotnicze, hotele, agencje turystyczne, restauracje, droższe sklepy je akceptują, ale czasami doliczają sobie kilka procent prowizji. Moim zdaniem gotówka to w Wietnamie podstawa, a choć z wydawaniem reszty z grubszych odcinków z reguły nie ma problemu, to warto mieć zawsze ze sobą drobne.
W każdym banku bez problemu wymienimy podstawowe waluty na dongi – kursy są mniej więcej wszędzie takie same, nie zauważyłem żeby gdziekolwiek pobierano prowizję, czasami proszą o okazanie paszportu. Sama procedura idzie sprawnie, choć trzeba przyznać, że szanują pracę, bo za każdym razem jak wymieniałem walutę to ze strony banku brały w tym udział minimum 3 osoby, a raz doliczyłem się pięciu uczestników tego procesu.
Płacenie: W miejscowościach “turystycznych” przy okazji zakupów cudzoziemców próbuje się notorycznie naciągać – jak nie ma na towarach cen, to dla turysty będzie zwykle podana jakaś cena z sufitu. Najpierw mnie to irytowało, ale potem przyjąłem zasadę, że np. za fajki zawsze dawałem odliczoną kwotę odpowiadającą mniej więcej ich normalnej cenie (czyli ~25.000), a jak sprzedawca marudził to dawałem mu jasno do zrozumienia, że albo bierze tyle ile daję, albo idę dalej. Żaden nigdy nie zrezygnował.
Z kolei na bazarach czy w sklepach z turystycznymi duperelami jak pytałem się o cenę i mówili 100.000 to ja w tym samym duchu (robienia z siebie nawzajem przysłowiowego wariata) oferowałem im 10.000, a jak miałem “lepszy” humor to i potrafiłem zaoferować 1000. Z reguły taki zakup był finalizowany na poziomie 20.000- 30.000 – 40.000 i zapewne i tak na tym sporo zarabiali.
W restauracjach jest zazwyczaj menu z cenami więc problemu nie ma. Czasami kombinują z wydawaniem reszty – wtedy przydaje się kupka drobnych w kieszeni. Trzeba jednak przyznać, że poza miejscami typowo turystycznymi (i to takimi pod “zachodnich” turystów) problem z naciąganiem prawie nie występuje. Zasada jest taka, że czym dalej od miejsc uczęszczanych przez “zachodnich” turystów tym taniej (obowiązuje to także w miejscowościach typowo turystycznych).
W praktyce można się spotkać z tym, że w miejscach turystycznych niektóre ceny są podawane w dolarach. W takich przypadkach można płacić w dolarach lub dongach ale przy płaceniu dongami czasami zaczyna się kombinowanie z kursem wymiany etc. Warto na to zwrócić uwagę bo ku mojemu zaskoczeniu zauważyłem, że działa to w obie strony, czyli nie zawsze proponowany przelicznik był na moją niekorzyść. Szczególnie w przypadku drobnych zakupów typu puszka Coca-coli “One dollar” zwykle oznacza 20.000 dongów czyli w dongach jest to ponad 10% mniej. Ja używałem praktycznie tylko miejscowej waluty, dolarami płacąc tylko za niektóre hotele i wycieczki kwotowane w dolarach.
Jeśli płacimy kartą płatniczą to transakcja będzie w dongach (wyjątek to rzekome “Duty Free” przy wylocie z Wietnamu, które jest jedną wielką ściemą, ale o tym będzie oddzielny akapit). Nie ma terminali zbliżeniowych, więc transakcja idzie z paska magnetycznego albo z chipa. Nawet jak jest transakcja potwierdzana PIN-em to i tak dostaniemy kwitek do podpisu.
Napiwki są mile widziane, ale nie zauważyłem podejścia w stylu “napiwek się należy”.
Ceny:
Paliwo na normalnych stacjach kosztuje 14.000 – 15.000 dongów za litr benzyny 92. Na prowincji, z ręcznej pompy lub wręcz butelki w porywach do 20.000-22.000. Stacje benzynowe nie są zwykle czynne całą dobę.
Fajki – max. 25.000 dongów za paczkę Marlboro. Lokalne marki nieco taniej. W turystycznych miejscach uliczny sprzedawca potrafi krzyknąć 30 albo nawet 40 tysięcy.
Alkohol: nie wiem bo praktycznie nie piję 😉
Napoje – od 5000 za butelkę wody mineralnej w supermarkecie do 15.000 za napoje bezalkoholowe w miejscach turystycznych.
Posiłek: ulica lub tania knajpka lokalna 20.000 do 40.000, restauracja to raczej 100.000 do 150.000, wypasiona restauracja to 200.000 do 500.000 ale to już będzie miejsce typu hotel 4-5 gwiazdek i to tych europejskich. Średnio za 100.000 można spokojnie zjeść przyzwoity posiłek i to w turystycznym miejscu.
Muzea etc. – w przypadku wstępów do większości tego typu miejsc obowiązują podwójne ceny: dla cudzoziemców są wyższe, ale zwykle różnica nie jest drastyczna. Najdroższy bilet wstępu jaki odnotowałem to 150.000 dongów (Cytadela w Hue i ruiny My Son), średnio to było 50.000 do 100.000, w kilku miejscach jakieś symboliczne grosze typu 5.000 do 10.000 dongów.
Wycieczki – jednodniowe zbiorowe po okolicy (łódź, autobus) zwykle nie kosztują więcej niż USD 10-12. Wynajem motocykla z kierowcą to koszt USD 40-60 dziennie.
Noclegi: średnio USD 12 – 15, lepszy standard to jakieś USD 20-25. Sajgon jest nieco droższy (~USD 20-25). Za te pieniądze mamy zwykle do dyspozycji pokój z telewizorem, lodówką z minibarem (dodatkowo płatnym), łazienką, ciepłą wodą, klimatyzacją, czystą pościelą i ręcznikami. Czasami w cenę jest wliczone śniadanie, ale tylko w tych droższych miejscach. Warto zwrócić uwagę na położenie hotelu i zobaczyć pokój przed podjęciem decyzji – jeśli okna wychodzą na ruchliwą ulicę to mamy marne szanse na spokojny sen bo wietnamscy kierowcy używają klaksonu bardzo intensywnie także w nocy. Sąsiedztwo lokali z wyszynkiem (szczególnie karaoke) i niektórych obiektów sakralnych też bywa uciążliwe bo klienci tych pierwszych i personel tych drugich mają tendencję do emitowania różnego rodzaju dziwnych i często dosyć donośnych dźwięków o wyjątkowo nieprzewidywalnych porach dnia i nocy. W miastach budynki są wąskie, ale dosyć wysokie i mogą mieć kilka pięter więc warto też sprawdzić czy jest winda i czy działa bo tachanie po schodach ciężkiego bagażu na 4 piętro w temperaturze rzędu 30 stopni może być wyczerpujące. Zatem jeśli chcecie zapewnić sobie jakiś komfort to zróbcie due dilligence przed podjęciem decyzji 😉
Rezerwowanie noclegów nie ma moim zdaniem większego sensu, a już szczególnie nie ma sensu rezerwowanie hoteli przez międzynarodowe serwisy internetowe bo zwyczajnie wychodzi drożej. Na miejscu zwykle jak gdzieś jest jeden hotel to obok jest pięć innych, a w miejscach turystycznych będzie ich znacznie więcej. Tak więc bez większego wysiłku coś znajdziemy. Zwykle oczekiwane jest opłacenie noclegu z góry przynajmniej za pierwszą noc.
Uwaga: Hotel ma prawo zażądać okazania paszportu w celu zameldowania gościa, ale pod żadnym pozorem nie ma prawa trzymać paszportu w depozycie, jeśli gość sobie tego nie życzy. Bajeczki w stylu “że może przyjść policja na kontrolę i sprawdzić te paszporty w recepcji więc je muszą trzymać” to ordynarne łgarstwo – po prostu kiepskie hotele, które zdaje się goszczą u siebie różne tałatajstwo chcą zatrzymać paszport jako “ubezpieczenie” przed ewentualnymi stratami spowodowanymi przez gościa, lub żądają za zwrot dokumentu wpłaty kaucji – nie mają do tego prawa i nie wolno im tego robić, zatem zawsze należy się zapytać o politykę danego hotelu w tym zakresie i w przypadku żądania kaucji lub próby zatrzymania paszportu pokazujemy “sympatycznej” obsłudze środkowy palec i zmieniamy lokal.
Praktycznie każdy hotel ma wi-fi, choć z zasięgiem w pokojach bywa czasami problem. Za pośrednictwem recepcji zwykle można wykupić lokalne wycieczki, zarezerwować bilety, wypożyczyć skuter lub rower etc. W każdym hotelu można oddać rzeczy do prania – koszt to 25.000 do 40.000 za kilogram
Komunikacja:
Kolej: o podróżowaniu koleją po Wietnamie jest oddzielny artykuł – Tym razem Wietnam z perspektywy pasażera pociągu…
Autobusy: mało z nich korzystałem bo jeśli mam wybór to wolę kolej lub samolot. Sieć połączeń jest bardzo dobrze rozwinięta. Długodystansowe autobusy są komfortowe i zabierają tyle pasażerów ile jest miejsc. Z kolei te bardziej lokalne autobusy i minibusy zabierają zwykle tyle osób ile się zmieści i często nie rozpoczynają trasy z lokalnego dworca więc trzeba zasięgać lokalnie informacji. Bilety są tanie, w większych miastach są przystanki autobusów dalekobieżnych, ale często bywa tak, że przy kupnie biletu na autobus dalekobieżny wystarczy podać nazwę hotelu w którym mieszkamy i autobus po drodze nas zabierze. Firmy operujące na liniach dalekobieżnych oferują coś w rodzaju “open ticket”, czyli bilet np. z Sajgonu do Hanoi pozwalający na postoje i zwiedzanie różnych miejsc po drodze. Przy takim bilecie na każdy odcinek trzeba robić oddzielnie rezerwację miejsca.
Taksówki: są praktycznie wszędzie i są tanie, 9.000-10.00-12.000 za kilometr. Płaci się według licznika. Czasami próbują kantować turystów, więc trzeba uważać. Najlepiej brać “sieciowe” Vinasun, MayLinh etc. W niektórych jest nawet dostępna informacja po angielsku o zasadach płacenia za przejazd i jest też podany numer telefonu, na który należy zgłaszać wszelkie próby nadużyć. Nie ma problemu ze złapaniem taksówki “z ulicy” – wystarczy pomachać ręką, a czasami jak się stanie w odpowiednim miejscu to sami zaczepiają. Przykładowo w Sajgonie praktycznie można wszędzie dojechać w ramach obszaru lotnisko – centrum za jakieś 120.000 – 140.000 dongów. Przy dłuższych kursach (ale takich zamiejscowych) taniej wyjdzie jazda według “umowy”, a nie licznika. Tańsze są przewozy skuterem, ale nie miałem do tego przekonania więc z takich “taksówek” nie korzystałem, choć były nagminnie oferowane.
Komunikacja miejska: w większych miastach jakaś jest, podobno za grosze typu 2000 – 5000 dongów, ale nie korzystałem, więc szczegółów nie znam. Na żadnym przystanku nie widziałem rozkładu jazdy ani informacji o trasach, zatem korzystanie z tego typu udogodnień jest raczej dla tych co lubią wyzwania…
Telekomunikacja: roaming działa, ale zdaje się że nie dla wszystkich polskich sieci. Mnie T-Mobile odmówił współpracy w Wietnamie. Nie ma problemu z zakupem lokalnej karty SIM. Pakiet miesięczny z jakimiś darmowymi minutami na rozmowy i z nielimitowanym (dobrze działającym) internetem kosztował mnie 120.000 dongów (w tym 50.000 za internet), choć wiem że są tańsze oferty. Kupno SIM-a nie wymaga podpisywania umowy czy identyfikacji kupującego. SIM-y są dostępne standardowo w rozmiarze normalnym i mini. O mikro trzeba dopytywać. Zasięg jest prawie wszędzie na wybrzeżu/nizinach, ale w górach zanika poza obszarami bardziej zurbanizowanymi.
Zdrowie: przy wyjazdach do Wietnamu nie są wymagane żadne szczepienia, ale moim zdaniem podróżując w takie regiony świata warto się zaszczepić od tego i owego. Kilka uwag na temat szczepień które uważam za przydatne jeśli się jeździ po świecie zamieściłem tutaj: Szczepienia dla podróżnika.
Z higieną w Wietnamie bywa różnie i należy przyjąć, że woda z kranu nie nadaje się do picia. Butelkowana woda pitna jest wszędzie dostępna i tylko taką należy pić. W większości restauracji lód do drinków jest robiony z uzdatnianej specjalnie wody, zatem jest bezpieczny. Tego samego nie można niestety powiedzieć o ulicznych straganach czy tanich, lokalnych knajpkach. Jednak nawet zachowując dużą ostrożność, z uwagi na całkiem odmienną florę bakteryjną musimy się liczyć z tym, że jakieś problemy żołądkowe mogą się pojawić.
Podstawowe leki są dostępne w Wietnamie bez recepty, ale z wiedzą personelu aptek bywa kiepsko, zatem może być kłopot żeby wytłumaczyć dokładnie czego nam potrzeba jeśli nie jest to plaster albo maść na odciski. Zawartość podręcznej apteczki jaką zwykle zabieram w dłuższe podróże opisałem tutaj: Apteczka podróżnika.
W Wietnamie występuję denga i malaria, ale moim zdaniem trzeba by mieć koszmarnego pecha, żeby je złapać. W miastach komarów jest bardzo mało, są aktywne wieczorem (tych dziennych, które przenoszą dengę nie zauważyłem) i kąsają tylko szczególnie “smakowite” jednostki, do których i ja się niestety zaliczam. Ten problem można rozwiązać przy pomocy sprayu zawierającego 20-30% DEET, który skutecznie odstrasza zarówno komary przenoszące malarię jak i dengę. Dlatego uważam, że profilaktyczne zażywanie środków anty-malarycznych (które nie są dla zdrowia obojętne) w przypadku podróżowania po Wietnamie nie ma żadnego sensu, chyba że będziemy spędzać tam długie miesiące w wilgotnej dżungli gdzieś przy granicy z Kambodżą lub Laosem.